Friday, February 4, 2011

Beach-side Thailand, czyli wakacje pod znakiem łodzi :)

Thailand was great. For a number of reasons. And food was only one of them.


It was lovely to get away from Baku totally immersed in the wintry aura and to spend some time on the sunny beaches. Not that we spend so much time on the beaches themselves... To be honest, the immense numbers of female Scandinavian tourists sunbathing topless put me off a little bit.... Show me one woman who would like to see her husband spending their honeymoon staring at other women’s boobs! I even found myself staring a little bit...as I was wondering which edition of Lonely Planet did they read?? Mine was only few years old and it told me to respect the customs of local people, who are largely Muslim, and cover my bikini when going to beach-side shops and bars. Unbelievable how quickly places can change. All you need is a few Scandinavians ;)

Besides, how long can you just sit on the beach at stare at boobs for? That is why we decided to spend most of our time on the water. For the first few days we were in Krabi Province, which is located in the south of Thailand and not too far from touristy Phucket. As a lot of this region is quite commercialised, it was very easy to rent a boat or to join a trip to surrounding islands. We were quite lucky actually, that celebrating our newly commenced marriage and sleeping-in most of the days, we were only able to join the afternoon tours, which were surprisingly not the most popular. Most people were up as early as eight in the morning and touring around. So by the time we got anywhere, there was almost no one left ;) And we could enjoy quiet seas and almost uninhabited islands. It was so relaxing to walk along the lovely, warm, sandy beaches looking at the beautifully turquoise water and those tiny little crabs running away when scared by our shadows...











But the most exciting part of our island excursions was snorkelling! It was the first time I have ever done it and it was amazing J Scared at first, I was pleased to find out, that all those beautiful fish were only curious, like me, and not going to bite my toes off. I have never expected that the underwater world can be just as interesting! And that fish can be so beautiful! I hope that one day I’ll have a chance to learn to dive and be able to explore the coral reefs around the world!


After a few days in Krabi we left for Phuket, just to find out, that it was not really our cup of tea and to catch a flight up north to Chang Mai. Luckily, the 2.5 hour long journey on the bow of the boat was so pleasant that it compensated for overcrowded Phucket. And really, we hardly spend any time there, as we listened to our hearts and went on another boat journey around local islands, including the famous James Bond Island and a really interesting, remote Muslim fishing village on Ko Panyi. It was good fun and we had a lovely veggie lunch in the middle of the bay surrounded by picturesque cliffs.






Maybe we were just a little naive hoping that we could have the real travellers’ experience, when going to this part of Thailand just for a few days during the peak of the tourist season.

But let me tell you about Chang Mai! TBC.

All the photos by J and I J

Wypad do Tajlandii był udany z wielu powodów. Wspaniałe jedzenie, wspomniane w poprzednim wpisie, to tylko jeden z nich ;)

W końcu mogliśmy uciec przed szarością i niezbyt przyjazną zimową aurą w Baku, i wygrzać się na słonecznych plażach. No może nie do końca na samych plażach... Ale zacznijmy od początku. Od wylegiwania się na plaży odstraszyła mnie nie tylko moja osobista niechęć do prażenia się na słonku, ale również niesamowicie duża ilość młodszych i starszych Skandynawek opalających się topless... No bo pokażcie mi kobietę, która chciałaby spędzać własną podróż poślubną z mężem wpatrującym się w biusta innych kobiet?? Szczególnie tych atrakcyjnych ;) Pomijając już fakt, że i moje oczy błądziły tu i tam.... zastanawiając sią, który to przewodnik turystyczny czytały owe kobiety? No bo chyba nie ten sam co ja? Moje, wydane kilka lat temu, Lonly Planet apelowało do szanowania lokalnej obyczajowości i zakrywania bikini po zejściu z plaży. Chyba, że przez te kilka ostatnich lat obyczajowość się zmieniła? Któż by się zresztą dziwił? Wszystko jest możliwe, gdy w okolicy zaczą pojawiać sie Wikingowie ;)

Napatrzywszy się w dekolty, postanowiliśmy spędzić trochę czasu na wodzie. Na początku byliśmy w regione Krabi, położonym na południu Tajlandii, niedaleko znanego wszystkim turystom Phuket. Muszę przyznać, że ta okolica Tajlandii jest w dużej części skomercjalizowana, więc z łatwością udało nam sie znaleźć łodzie do wynajęcia i zorganizowane wycieczki zabierające turystów na okoliczne wyspy. Jako, że przybyliśmy do Tajlandii w celu kontemplowania naszego nowo zawartego małżeństwa, nie śpieszno nam było na takowe wycieczki. Po uprzednim wyspaniu się, wypływaliśmy na morze w godzinach popołudniowych. I dzięki temu udało nam się uniknąć tłumów turystów, którzy zwiedzali już od najwcześniejszych godzin porannych, aby im przypadkiem coś nie umknęło. Tak więc mieliśmy te wspaniale złociste plaże prawie na wyłączność. Taplając sie w morzu, z dala od Tajskich masarzystek i Skandynawskich nudystów, mogliśmy się w końcu zrelaksować.

Ale zdecydowanie najbardziej ekscytującą częścią naszych wyspiarskich przygód było nurkowanie! Pierwszy raz w życiu miałam szansę przyjrzeć się podwodnemu światu. I chociaż na początku obawiałam się, że mi rybki poobgryzają to i owo, szybko przekonałam się do zanurzenia. Niewiarygodne, jak ciekawy i różnorodny jest świat podwodnych stworzeń! Mam nadzieję, że pewnego dnia bedę mogła eksplorować rafy koralowe na całym świecie!

Ale jak zawsze, wszystko co dobre, szybko się kończy i już po kilku dniach w Krabi nadszedł czas na wyprawę na wyspę Phuket, skąd mieliśmy lecieć do Chang Mai na północy kraju. Sam Phuket średnio nam przypadł do gustu, jako, że zgodnie z naszymi oczekiwaniami, był wypełniony turystami do granic naszych możliwości. Ale za to sama podróż na wyspę na dziobie łodzi sprawiła nam ogromną frajdę. Może to właśnie dlatego, już następnego dnia rano, wskoczyliśmy na motorówke zmierzającą na wyspę Jamesa Bonda i odległą wysepkę zaludnioną przez muzułmańskich rybaków. I znów nic tylko się relaksowaliśmy, wsłuchując w szum morza, podziwiając przepiękne widoki i podgryzając wegetariańskie przysmaki.

Tajlandia w szczycie sezonu turystycznego uświadomiła nam jednak, że coraz trudniej jest w dzisiejszym świecie znależc sobie słoneczny i odludny kawałek plaży.

Plaża plażą, najbardziej jednak pokochaliśmy Chang Mai. Ale o tym już niedługo... C.d.n.

Zapraszam do oglądania zdjęć w wykonaniu własnym i małżonka ;)

5 comments:

  1. BEAUTIFUL PHOTOGRAPHS!!!ohhhh I love Thailand! that's my dream destination! Hope to go there too one day! either alone or with my husband( when I get one) too!! Thanks for sharing this :)

    ReplyDelete
  2. Dobrze było przenieść się z szaro-burego Poznania w takie miejsca:) nawet jeśli w czyichś wspomnieniach;)

    ReplyDelete
  3. I like very much this series of stories from Thailand. It reminds me book and the movie called The Beach (with Leo DiCaprio) which tooks place in there. Great review from your holidays. But I have just one objection: where are the pictures of female Scandinavian boobs I mean tourists, hm? Come on!:)

    m.

    ReplyDelete
  4. Hehe...you may have to ask my hubby to share his private collection with you ;) And I have to confess, I am not a big fan of 'The Beach' even though the setting for the film was amazing.

    ReplyDelete
  5. That´s right. Movie The Beach was dissapointing also for me, but book is much better.
    And you know what? Say hello to J.:)

    ReplyDelete