Thursday, January 27, 2011

Foretaste of Thailand/ Przedsmaczek Tajlandii :)

Thailand...Who would have thought I would fall in love so utterly J Really, I do not fall in love so easily! Although, in the case of Thailand, the meaning of the old saying that the way to a woman’s heart is through her stomach is very pertinent. Even into a vegetarian heart! Although the Thai people love meat and all kinds of seafood, there was also plenty to eat for me. There are lots of vegetarian restaurants that serve vegetarian versions of traditional Thai dishes. Spicy noodles with tofu, vegetables and nuts, hot aromatic green and red curries, veggies in batter with sweet and sour sauce... simply delicious! The real cacophony of flavour! Our tears of joy were mixing with tears caused by spices. Thais believe in the principle according to which each dish should contain all five flavours: spicy, sour, sweet, salty and bitter. And that is what makes them so incredibly delicious! And as if this were not enough, for dessert, sticky rice in coconut milk with fresh mangoes and roti pancakes with bananas in chocolate! Amazing! Not to mention fresh pineapples, papayas, watermelons and melons for breakfast... Our culinary orgy lasted two weeks... and I’m back in Baku and nothing tastes right. Oh, I’m longing for Thailand... and especially for Chang Mai, where food is the best... As soon as I will get out of this nostalgia, I will certainly describe our trip. Here you go a few pictures of my favourite treats as a foretaste of Thailand:

Tajlandia... któż by pomyślał, że zakocham się tak bezgranicznie ;) Naprawdę, wcale się tak łatwo nie zakochuję! Chociaż w przypadku Tajlandii sprawdza się powiedzenie, że do serca najłatwiej dostać się przez żołądek ;) Nawet do wegetariańskiego serca! Bo chociaż Tajowie uwielbiają mięso i różnego rodzaju owoce morza, to i dla mnie coś się znalazło J Mnóstwo wegetariańskich restauracji serwuje tradycyjne potrawy w wersji wegetariańskiej. Pikantne noodle z tofu, warzywami i orzechami, wypalajace dziurę w gardle aromatyczne zielone i czerwone curry, warzywka w cieście z sosem słodko-kwaśnym....pychotka! Prawdziwa kakofonia smaku! Roześmiany żołądek i łzy radości pomieszanie z łzami wywołanymi przyprawami. Tajowie wyznają zasadę według której każda potrawa powinna zawierać wszystkie pięć smaków: pikantny, kwaśny, słodki, słony i gorzki. I to właśnie czyni je tak niesamowicie przepyszne. I jak by tego było mało, na deser kleisty ryż na mleku kokosowym ze świeżym mango i naleśniki roti z bananami i czekoladą! Poezja! Że nie wspomnę o swieżych ananasach, papaji, arbuzach i melonach na śniadanie... Nasza orgia kulinarna trwała dwa tygodnie... i teraz nic juz nie smakuje tak samo. Ach, tęskno mi za Tajlandią...a szczególnie za Chang Mai, gdzie jedzonko jest właśnie najlepsze J Jak już się trochę z tej tęsknoty pozbieram to z pewnością opiszę naszą wyprawę. A póki co załączam na zachętę zdjęcia moich ulubionych przysmaków:







No comments:

Post a Comment