Tuesday, August 21, 2012

India in photos, February 2012, czyli fotoreportaż z Indii, Luty 2012

The beginning of our Indian adventure was great. We loved the food, we loved the people, the sounds, colours, smells.... But a week into the trip...everything has changed ;) I got quite sick (tummy problems) and tired of all the noise, smells, mess, poverty and being ripped off every few minutes ;) So, it actually took me 6 moths to get over this holiday ;) Now I am ready to look back at all the photos :) They make me smile. I am almost ready to go there again ;) 

Na początku naszej indyjskiej przygody byliśmy oczarowani prawie wszystkim: przemiłymi ludźmi, wszechogarniającymi dźwiękami, przepięknymi kolorami i zapachami... ale już po tygodniu czar prysł ;) Rozbolał mnie brzuch (to mało powiedziane!) i nie mogłam już dłużej znieść tego ciągłego hałasu, smrodu, bałaganu, biedy i naganiaczy próbujących się dobrać do mojego portfela ;) No i w rezultacie, potrzebowałam 6 miesięcy, aby się po tych wakacjach pozbierać ;) Ale udało się :) Jestem już prawie gotowa, aby wybrać się w kolejną podróż do Indii ;)


New Delhi
Nowe Delhi












The main thing is to look after the environment ;) 
Przyroda to podstawa ;)


Varanasi/Waranasi:















Our favourite pancakes and the view from our room in Ganpati Guesthouse.
Nasze ulubione naleśniki i widok z naszego pokoju w hotelu Ganpati Guesthouse.






Morning bath in Ganges.
Poranna kąpiel w świętej rzece.





Hotel bed linen.
Pościele hotelowe.



Pilgrims bathing on the cleaner side of the river.
Pielgrzymi kąpiący się na niezabudowanym brzegu Gangesu.




Sugarcane juice.
Sok z trzciny cukrowej.


Famous Blue Lassi Shop. Everyone is blindly following the Lonely Planet guide. There are quite a few similar places around, but the guide states that this one is the real one ;)
Sławny, dzięki reklamie w przewodniku Lonly Planet, Blue Lassi Shop, czyli sklep z pitnym jogurtem. 


Streets of Varanasi.
Uliczki Waranasi.





Waiting for the night train to Agra.
Czekając na nocny pociąg do Agry.


Agra:






This cheeky creature pinched some biscuits from our bag.
Stworzonko wyglądało niewinnie, ale sekundę później zwiało z naszymi ciasteczkami ;)







Here it is: famous Taj Mahal, one of the 7 Wonders of the World.
I oto sławny Tadź Mahal. Jeden z siedmiu cudów świata.





Fatehpur Sikri, one of our favourite places in India. Nice and quiet. Well, relatively quiet.
Fatehpur Sikri, jedno z naszych ulubionych miejsc w Indiach. To tu znaleźliśmy chwilę wytchnienia od tłumów w Agrze.















Like a Bollywood star ;) Everyone wanted to have a photo with a strange looking foreigner ;)

W Indiach czułam się jak gwiazda Bollywood, każdy chciał sobie zrobić fotkę z dziwnie wyglądającą cudzoziemką  ;)






Jaipur:






Peeping at an Indian wedding.
Podglądając hinduski ślub.





Sweets. Most of them made from boiled milk.
Słodkości. Robione głównie z przegotowanego mleka.






















The best cinema in the world :) Raj Mandir.
Najlepsze kino na świecie :) Raj Mandir.




Hawa Mahal.
Pałac Wiatrów.







A cheat in a shop located opposite to Hawa Mahal is selling ordinary metal earrings as silver. Yes, I fell for it and this is my revenge ;)
Oszust w sklepie naprzeciwko Pałacu Wiatrów sprzedaje zwyczajne metalowe kolczyki za cenę srebrnych. Tak, dałam sie oszukać i oto moja zemsta ;)



On the way to Amber Fort.
W drodze do Fortu Amber.




Amer/Amber Fort:
Fort Amber/Amer:




















After 8 hours on the worst class train from Jaipur (we missed our pre-booked 1st class train of course) , we arrived in Jodhpur welcomed by the Lord's Shiva wedding celebrations. The journey was very uncomfortable, but we had a chance to 'speak' to local workers and find out that not everyone in India speaks English. And unsurprisingly, it is the poorest who are always ready to share their food with you.

Po 8 godzinnej podróży najgorszej klasy pociągiem z Jaipuru (niestety przegapiliśmy nasz opłacony już wcześniej pociąg 1szej klasy), poobijani, dotarliśmy do Dźodhpuru, gdzie powitały nas obchody uroczystości zaślubin boga Śiwy. Mimo, że podróż była długa i niewygodna, to było warto. szczególnie, że w pociągu spotkaliśmy grupę robotników i mieliśmy okazję przekonać się, że rozwinęte Indie, w których to wszyscy mówią po angielsku, to tylko mit. I jak moża się było tego spodziewać, to właśnie ci najbiedniejsi z biednych dzielili się z nami swoim jedzeniem.









Our lovely accommodation: a tent on the top of the roof. Romantic, but a bit noisy due to the celebrations ;)
Nasz namiocik na dachu hotelowym. Romantyczny i świetny punkt obserwacyjny do podglądania świętujących ;)


But it was worth it!
No i widoki niczego sobie :)








Mehrangarh Fort
Twierdza Mehrangarh.






















Airport food. Our last meal in India. Not bad :)
Nasz ostatni posiłek w Idniach. Nawet niezły, jak na lotnisko ;)


The end.
Koniec naszej przygody.

Photos by A & J :)

No comments:

Post a Comment